Z dnia na dzień coraz trudniej
wchodzi mu się na górę. Prawa noga coraz bardziej doskwiera. Opuchlizna się
powiększa. Co będzie jutro. Być może ból będzie tak duży ,że nawet nie wstanie
z łóżka, a co dopiero zejść na dół. Może czas pomyśleć o przeprowadzce na dół.
Tam jednak zimno, ciągnie od piwnicy. Tu na górze cieplej, przez okurzone okna
wpada odrobina słonecznych promieni…łóżko idealnie ustawione, grzeje stare
zmęczone kości. Nie ma co się martwić na zaś. Będzie co ma być, jak do tej pory
się udawało.
Usiadł na fotelu, wysypał na stół
garść niedopalonych papierosów. Kawałek gazety, kilka ruchów i papieros gotowy.
Wypuszczony dym odbił się delikatnie od pobrudzonej szyby. Siedział i patrzył
przed siebie. Wczoraj znów się kręcili z aparatami. Bał się ,że to policja na
szczęście na strychu jest takie miejsce, tam nikt nie zagląda. Można w spokoju
odczekać. Ostatnio coś często pojawiają się obcy. Nie kradną. Wchodzą,
oglądają, wychodzą. Czego oni tu szukają, przecież tu nic nie ma. Znów
zaciągnął się a dym wypełnił całe pomieszczenie. W takie dni często łapie go na
przemyślenia. Co zrobił nie tak w swoim życiu. Miał wszystko, żonę, dzieci…miał
gdzie mieszkać. Nagle pojawił się alkohol, ziomeczki pod sklepem. Był duszą
towarzystwa, zabawny, lubiany...