Chodzi
listonosz tu i tam, puka do mieszkań stu.
Ja listonosza dobrze znam, dzień dobry mówię mu.
Ja listonosza dobrze znam, dzień dobry mówię mu.
-Zawsze
to śpiewały dzieci jak widziały listonosza. Gdy przychodził, zawsze później w
domu pojawiały się słodycze. Rodzice byli weseli, nawet obiady były
smaczniejsze. Było tak do czasu aż panią domu wynieśli w drewnianej skrzyni nieznani
panowie. Ponoć poszła do pomników mieszkać. Od tamtego czasu, w domu zapanował
spokój i cisza.
Pewnego słonecznego dnia znów w domu zabrzmiała znajoma
piosenka… „chodzi listonosz tu i tam, puka do mieszkań stu”. Dzieciaki się
ucieszyły, dawno nie jadły słodyczy. Niestety nie było łakoci. Rano ktoś
znalazł pana domu. Wisiał na korytarzu. Znów pojawili się ci sami panowie z
drewnianą skrzynką. Pan tato poszedł do pomników mieszkać. Ponoć dostał list,
że władza zabiera mu dzieciaki. Tego samego dnia w pałacyku pojawiła się cała
śmietanka. Była policja, pani nauczycielka…byli też panowie od drewnianej
skrzyni. Pakowali ciuchy dzieci i wynosili do auta. Ktoś krzyczał „tylko
jedną…każde dziecko tylko jedną”. Mała Madzia wleciała w pośpiechu do pokoju.
Zerknęła na nią, zerknęła na swoją ulubioną zabawkę…niestety pani nauczycielka
w ostatniej chwili zabroniła zabierać jej właśnie te lalkę. W zamian podała jej
mniejszą, Kena faceta Barbie…mała protestowała, ale usłyszała znów „tylko jedną”.
Ostatnia osoba mocno zatrzasnęła za sobą
drzwi. Na drugi dzień przyszli robotnicy i zabili deskami dolne drzwi oraz
okna.
W tym
miejscu zatrzymał się na chwilę, przełknął ślinę, przetarł wystające dwa zęby i
znów zaczął opowiadać.
-Tego
dnia coś w lalce Belli pękło.
Znienawidziła inne zabawki. Obwiniała wszystkich
za to, że dzieci zostawiły ją, nie zabrały ze sobą. Zebrała wszystkie te, które
były jej uległe i razem zajęły całe pierwsze piętro. Mijały tygodnie,
miesiące…lata. Na dole żyło się ciężko. Wieczna ciemność, grzyb oraz wilgoć.
Wszystko gniło i zapadało się. Większość pluszaków nie wytrzymywała tych
warunków.
Niestety, gdy tylko próbowali dostać się na piętro, banda Belli
dopadała ich. Jak mieli dobry humor, spadali jedynie ze schodów. Gdy trafiali
na gorszy dzień…aż boję się mówić.
-Ale
co to za banda – spytałem nieśmiało.
-Oj,
przysuń się, nie chcę głośno o nich mówić. Rodzeństwo pluszaków, Sid i Nancy,
najgorsi z najgorszych. Tuż za nimi słoń z kinderka, gałgan jeden bez trąby,
ale i bez serca. Siedzi na oknie i donosi. No i oczywiście prawa ręka Belli…Barbie.
Po stracie ukochanego Kena stała się bezlitosną maszyną do zabijania.
Na
piętrze wala się masa zamordowanych zabawek…rozczłonkowane ciała, ciarki mnie
przechodzą jak o tym mówię. Bierze swoje ofiary i rozrywa je w ringu. Pamiętaj
jedną złotą zasadę, jak usłyszysz piosenkę o listonoszu – wiej, jak najdalej
wiej. Jest to znak że cię mają. Tak więc albo skończysz na lince, albo rozerwie
cię Barbie w ringu. Pewnie jak wchodziłeś do nas przez okno, trafiłeś na
pluszaka psiaka powieszonego na drzwiach, w tym samym miejscu co wisiał pan
domu…
-No
tak, widziałem.
-Dziś
rano został złapany. Zakochał się w pewnej lalce. Puszczał jej serduszka i inne
znaki latarką na ścianie.
Zauważył to koń na biegunach, mała huśtawka, zwykła
zabawka…a rozkołysze rozbawi. No ale do rzeczy. Złapali, bez sądu skazali i od
razu powiesili.
-No a
co z lalką? – spytałem zaciekawiony.
-Nie
wiem, jeszcze jest w ringu z Barbie.
-To
wszystko jest niemożliwe, to jakiś kosmos.
Wstałem
z krzesła i ruszyłem w kierunku drzwi.
-A
możliwe jest żebyś siedział i rozmawiał z różowym hipopotamem, podkładką pod
mydło?
Na
palcach, po cichu, ruszyłem w stronę otwartego okna. Jakoś nie miałem ochoty
tam dalej siedzieć. Jak zdarzy Wam się trafić na ten pałacyk, uważajcie, ten
różowy hipcio to niezły cwaniaczek.
Zobacz mój profil na Facebooku
Wszelkie prawa zastrzeżone! Kopiowanie, powielanie i wykorzystywanie zdjęć bez zgody autora zabronione.