Pleśń i pokrzywy...

http://terenprywatnypl.blogspot.com/2018/05/plesn-i-pokrzywy.html
Małe gospodarstwo. Żeby dostać się do środka miałem do przebycia jakieś 50 metrów przez wysokie pokrzywy. Na szczęście tym razem miałem na sobie długie spodnie. Przedzierając się przez pokrzywy zastanawiałem się ile kleszczy siedzi w nich i czeka żeby mnie upierdzielić. Mimo wszystko kroczyłem dalej. Przez otwarte wrota w stodole dostałem się na podwórze. I znów pokrzywy. Idę, jestem zbyt blisko żeby teraz zrezygnować. Po drodze, nie było to celowe, zdeptałem co najmniej trzy ślimaki. Mam nadzieję że będzie mi to wybaczone. 


Drzwi były otwarte. W powietrzu czuć było zgniliznę. Jak się później okazało zgniły był cały dom. Wszędzie grzyb, pleśń. Spróchniałe podłogi, rozsypujące się meble. Długo zastanawiałem się czy iść na pierwsze piętro. Schody wcale nie zachęcały do wycieczki na górę. Jednak ciekawość jest silniejsza niż zdrowy rozsądek (mam nadzieję że moja Ania nie przeczyta tego tekstu...że jedynie przeleci zdjęcia czy na pewno byłem tam, gdzie mówiłem że będę). Deski skrzypiały pod nogami, na szczęście tylko na korytarzu. W pokojach było już całkiem normalnie. Niestety pomieszczenia na piętrze wyczyszczone praktycznie do zera, a co zostało...rozsypało się ze starości. Wróciłem na parter. W oko wpadł mi obraz w oknie. Nie była to z mojej strony ustawka. Gdzieś kiedyś słyszałem, że podczas silnej burzy...niektórzy ze strachu wstawiali do okna obrazy święte, lub figurki matki boskiej. Być może tak chcieli uchronić się przed uderzeniem pioruna. Niech i tak będzie, osobiście bardziej ufam piorunochronowi.
Im dłużej siedziałem w środku, tym bardziej dusiło w gardle (myślę że po prostu mam delikatną alergię). Nawet nie ustawiałem statywu, strzelałem z ręki. Mój błąd, kilka fajnych ujęć mi nie wyszło. Po raz kolejny mam nauczkę. Stodołę i przybudówkę sobie odpuściłem. Wyglądały tak, jakby tylko czekały na delikatny podmuch wiatru, by rozsypać się jak domek z kart. Ruszyłem w drogę powrotną. Do stodoły przez pokrzywy...tu ślimak, tam ślimak...przez drewniane wrota...znów pokrzywy...w końcu cały i zdrów zameldowałem się przed srebrną strzałą. Mimo wszystko uważam że warto było babrać się w pokrzywach...ocierać się plecakiem o spleśniałe ściany.











Zobacz mój profil na Facebooku

https://www.facebook.com/Teren-Prywatny-1778551935748201/?ref=bookmarks

Wszelkie prawa zastrzeżone! Kopiowanie, powielanie i wykorzystywanie zdjęć bez zgody autora zabronione.