W planach były Czechy, pewne sanatorium dziecięce. Podejście
drugie. Za pierwszym razem gdy jechaliśmy, gdzieś mniej więcej w połowie drogi
pojawiły się problemy z kołem. Musieliśmy wracać. Tym razem znów z powodu
pewnych życiowych spraw musieliśmy przenieść wypad do Czech na inny termin.
Wybraliśmy coś bliżej domu. Postanowiliśmy zwiedzić pewien pałacyk, który też
kiedyś mieliśmy w planach. W końcu udało nam się go zwiedzić. Gdzieś słyszałem,
że do środka wpuszcza starszy pan, który sprawuję nad pałacykiem niepisaną
opiekę. Nie udało nam się go namierzyć, weszliśmy pewną niekonwencjonalną
metodą. Dookoła pałacu wysoka trawa, pokrzywy i sam nie wiem co jeszcze.
Standardowo buty mokre, jak buty to i skarpety, a na nogawkach czarne, wielkie
jak krowy kleszcze. Tak na marginesie, po skończonym zwiedzaniu stałem przed
autem, ze spuszczonymi do kolan spodniami i szukałem tego cholerstwa na sobie…co
skrzętnie wykorzystał Wojtek i uchwycił na telefonie. Potem mieli ubaw ze mnie…
wraz z moja Żonką, która kontuzjowana siedziała w domu i wszystko oglądała na Messengerze...
Nie było innego wyjścia, jak tylko zobaczyłem pierwszego kleszcza na sobie…przez
cały czas miałem wrażenie że wszędzie czuję jak chodzą po mnie…nawet na tyłku. ..musiałem
zrobić szybki przegląd. Mniejsza o to. Cały pałac podzielony jest na dwie
części. Pierwsza kompletnie wyczyszczona ze wszystkiego…jedynie w stajni oko
ucieszyły pojazdy konne. Druga część pałacu już dużo lepsza. Stare komody,
pianino, pokój z pięknym łożem. Bardzo klimatyczne miejsce. Niestety duża część
pałacu znajduje się w stanie agonalnym. Strych i dach w opłakanym stanie. W
dużej części pomieszczeń grzyb zjadający ściany. Dziury w suficie wyglądały
dość groźnie, dlatego nie wszędzie wchodziliśmy. Czasami lepiej odpuścić sobie.
Raz już poleciałem w dół z częścią podłogi, nie miałem ochoty na drugi raz. Z
zewnątrz pałac wygląda niesamowicie, mimo że na sporej części brakuje tynku.
Tak więc kolejny zabytek spisany na straty. Pewnie taniej by było go zburzyć i
postawić w jego miejscu nowy…niestety takie są realia. Zagrzybiała piwnica,
uszkodzone stropy, wyżarte od grzyba ściany. Gruba kasa na remont, do tego
pewnie marudny konserwator zabytków. Wszystko to sprawia, że inwestorzy omijają
pałac dużym łukiem. Szkoda…za parę lat dach się zawali, resztki mebli i drewna
ze stropów pójdą na opał…zostaną tylko gołe ściany. Na koniec buldożery
zrównają teren a na miejscu pałacu powstanie jakiś supermarket. Pewnie lekko
poniosła mnie fantazja. Jedno jest pewne, pałac nie ma się dobrze…potrzebuje
dużego remontu…bardzo dużego.



Wszelkie prawa zastrzeżone! Kopiowanie, powielanie i wykorzystywanie zdjęć bez zgody autora zabronione.