Szpital w lasku raz jeszcze...

https://terenprywatnypl.blogspot.com/2019/04/szpital-w-lasku-raz-jeszcze.html
Od tego szpitala wszystko się zaczęło, przygoda z opuszczonymi miejscami. Samą fotografią zacząłem interesować się dużo wcześniej. Potem gdzieś w internecie trafiłem na zdjęcia z tego szpitala, autorem był Qbanez. Tak się nakręciłem, że jakiś czas później udało mi się dostać na teren szpitala. Kiedyś było ciężko się tam dostać. Ochrona niechętnie brała łapówki. Jednak udało się. 
Szpital był fantastyczny, długie korytarze hipnotyzowały. Mroczne piwnice, setki pomieszczeń...klimatyczny basen. Było co zwiedzać. Budynek oddziału zakaźnego, tam długo nie było wejścia. Krążyła historia, że w środku wariuje wirus gronkowca. Omijaliśmy ten budynek wielkim łukiem. Jak wspominałem, dostać się było ciężko. Na terenie biegały duże pieski, takie z którymi nie przejdzie akcja "na kiełbaskę". 

Dużo jadły, ochrona szykowała im potrawy w wielkich garach.


Po jakimś czasie wszystko zaczęło się zmieniać. Na szpital ruszyły wycieczki zwiedzających. Ochrona zorganizowała biletowane wejścia, dajesz dyszkę od głowy i wchodzisz. Dopóki jednak tak było, ludzie się kontrolowali, szpital nie cierpiał w żaden sposób. Od czasu do czasu pojawiały się jakieś małe grafiki, nic strasznego. Do dziś pamiętam sale operacyjną i napis na szybie.


Po jakimś czasie na terenie szpitala zaczęli organizować strzelanki ASG. Wszędzie setki kulek...na korytarzach palety, za którymi chowali się gacze. Szpital na nowo zaczął wzbudzać zainteresowanie. Wraz z zainteresowaniem pojawili się nowi zwiedzający. Pojawiły się nowe grafiki. Coraz częściej leciały szyby. Ochrona coraz mniej przejmowała się stanem szpitala, ważne że można było dorobić do pensji. Nieraz było naprawdę dużo ludków w jednym czasie. Szpital zaczął się zmieniać. Sala operacyjna straciła swój klimat. 



Nowe graffiti powoli zaczęły wypełniać całą salę. 


 Szpital coraz gorzej zaczął wyglądać. Zaczęło brakować pieniędzy na jedzenie dla psów. Pobliskie schronisko zaczęło organizować ustawione wejścia, żeby dostać się do środka wystarczyło przynieść ze sobą karmę dla psiaków. Chętnych nie brakowało. Ale to i tak nie uratowało sytuacji. Nagle pojawił się problem z płynnością kasy. Rozmawiałem z ochroniarzem, powiedział mi że przychodzi jedynie ze względu na psy, przecież ktoś musi je karmić. Następnym razem gdy pojawiłem się pod bramą...psów już nie było. Wszedłem przez dziurę w płocie, ochroniarza spotkałem na obiekcie. Nie był agresywny, zaślepiał dziury w płocie. Może przyszedł bo liczył, że ktoś przyjedzie i da zarobić. 
To było moje ostatnie wejście, a tak przynajmniej myślałem. 12-13, sam już nie pamiętam ile razy byłem w szpitalu. Nagle gdzieś na Facebooku trafiłem na artykuł. Gdy zobaczyłem zdjęcia...masakra. Szpital nie pilnowany, miejscowi zabrali się do pracy. Demolka, złodziejstwo. Postanowiłem wejść jeszcze raz. Zobaczyć to wszystko na własne oczy. 
Stróżówka...zaczyna się ciekawie. Stróżówka nie istniała. Zdemolowali ją całkowicie.


Na całym obiekcie poznikały włazy do studzienek. Skupiska porozrzucanych ciuchów...swoją drogą, komu się chciało je tutaj przywozić. 

  
Wszędzie nowe grafiki...

 Sala operacyjna...powybijane szyby...


Samo wejście, mówię tu oczywiście o bocznym, tym najbliżej sali operacyjnej...w 2017 i 2018...

 ...a tak już w 2019...


Sklep...


 Basen, najlepszy kąsek jeśli chodzi o cały obiekt...kilka zdjęć z wcześniejszych lat...


...2018...



...2019...ktoś dla zabawy powyrywał okna i wrzucił je do basenu, jakie to dojrzałe...


Zniknęły poręcze na balkonach...

 ...na całej długości...powybijane szyby...


Kolejne wejście do szpitala, zniszczone drzwi, strzaskane szyby, zwalone rynny...


...a to z 2019...


Prosektorium, kaplica...


...Zniszczone drzwi, powybijane szyby...znikła też lampa...

W piwnicy ktoś bez krępacji palnikiem odcina rury ciepłownicze, wszędzie powyrywane kable, okna i drzwi ewidentnie zabierane w celach grzewczych. Boczna brama wjazdowa skradziona. Budynek zakaźny podziurawiony jak dobry ser żółty. Tego dnia miałem okazję spotkać na terenie pewnego człowieka z wielkim psem. Często bywa tam...sam był świadkiem demolki. 

Dwa dni później wróciłem jeszcze raz, z ciekawości. Był to drugi dzień świąt. Przed szpitalem sznurek zaparkowanych aut. Myślałem że to pewnie znów jakaś strzelanka jest organizowana. Zaparkowałem i ruszyłem na dziedziniec. Co za wesoła sytuacja...tam jeszcze więcej aut. Niedaleko na murku trzech ziomali organizowało flaszeczkę. Śmiechy, chichy. Nagle z głównego budynku wyszła wesoła rodzinka z małymi dzieciakami. Wszędzie słychać głosy. Nie była to żadna strzelanka. Po prostu z racji tego, że dzień wolny...ludzie wstali od stołów i przyjechali zobaczyć ten słynny szpital. Te dzieci biegające...te studzienki odsłonięte...a w dół daleka droga...i ten betona na samym dole. Ludzie, rozumiem ciekawość...sam to robię, ale te dzieciaczki?

Myślę...że to chyba już naprawdę mój ostatni raz w tym szpitalu. No chyba że zajrzę tam za jakiś rok...jak coś jeszcze tam zostanie. 
Na koniec kilka fotek...łatwo rozróżnić które stare a które nowe. 



...2019...


 Zobacz mój profil na Facebooku

https://www.facebook.com/Teren-Prywatny-1778551935748201/?ref=bookmarks

Wszelkie prawa zastrzeżone! Kopiowanie, powielanie i wykorzystywanie zdjęć bez zgody autora zabronione.